środa, 22 lutego 2017

Magiczne TAK

Wszystko zaczęło się od magicznego TAK.

Od jakiegoś czasu zajmowałam się tematem mindfulness, osiągnięcia równowagi i harmonii w moim życiu, regeneracji fizycznej i mentalnej, poprawy zdolności umysłowych. Słuchałam odpowiednie kanały na Youtube, dużo czytałam i praktykowałam. Próbowałam zrozumieć jak polepszyć sobie życie i jak osiągnąć wszystko czego zapragnę bez wysiłku. W głębi duszy wiedziałam że można otrzymać coś bardzo łatwo jeśli się w to wierzy i samo do mnie przyjdzie. Przestałam słuchać innych, którzy radzili mi co powinnam zrobić (znajdź lepszą pracę, znajdź męża, ogarnij się..bla bla bla).  Choć wiem, że ich dobre rady płynęły z dobroci i miłości ich serca. To jednak nie były dopasowane do mojego toku myślenia. Największy udział w zmianie mojego życia były nagrania Abrahama Hicksa. Jej słowa zawsze dodawały mi otuchy i wiedziałam że kroczę właściwą ścieżką. Było lato, byłam szczęśliwa. Codziennie rano i wieczorem praktykowałam krótką medytację z listą podziękowań za to i tamto… To daje ogromną dawkę pozytywnej energii. W trakcie medytacji moim celem było osiągnięcie emocji, które chciałam w sobie wyzwolić (tj. szczęście, radość, wolność, stabilizacja, spokój wewnętrzny, jasność umysłu, synchronizacja, opanowanie, równowaga, pewność siebie, pewność podejmowanych przez siebie decyzji, itd.). Trenowałam 3x dzienne na miarę własnych możliwości a nie na 100%, jeździłam na rowerze, który kocham,  pozwalałam sobie na krótkie sesje naświetlania słonecznego i nic nie robienia (ok. 20-30min lub dłużej w zależności od samopoczucia), jadłam dużo warzyw i owoców (Sezon letni), odpoczywałam i spałam.  Ograniczałam stres do minimum, dodatkowo dieta i suplementy  bogate w składniki obniżające kortyzol,  ruch fizyczny także ten na świeżym powietrzu, chodzenie boso raz w tygodniu (na działce lub nad wodą),  sen, woda i słońce. Przeznaczyłam wiele miesięcy na zebranie wiedzy, zrozumienie jej, wdrożenie jej w rzeczywistość, obserwacji co działa, dokonywaniu poprawek, itp. To był owocny czas.
Według wszelkich reguł zwiększających twój potencjał i umożliwiających ci osiągnięcia wszystko o czym zamarzysz i to bez wysiłku wynika, iż, jak mawiał Jezus „Proście, a będzie Wam dane”.  Abraham napisał o tym książkę „Ask and it is given”. Proste prawda. Pomódl się i czekaj na prezent. To działa, ale trzeba mieć wiarę i zaufanie do tego procesu.  Obecnie nazywa się to stanem flow. Gdy człowiek , jest spokojny, pokorny, oczekuje najlepszego, on po prostu wie, że tak będzie. To jest właśnie ten proces kreacji własnej rzeczywistości. To jest właśnie wolna wola. To jest właśnie bycie kowalem własnego losu. To jest branie odpowiedzialności za to co cię w życiu spotyka.
Moim celem było poprawa jakości życia. Lepsze zarobki, pozwalające mi żyć samodzielnie na takim poziomie, jaki chciałam mieć.  Nic w tym kierunku fizycznie nie robiłam. Praktykowałam jedynie spokój umysłu, uważność, kontrolę emocji. Skupiłam się na byciu szczęśliwą. To było moje zadanie na każdy dzień: DAILY JOY and HAPPINESS.
Wtedy otrzymałam meila z propozycją pracy za granicą na stanowisko trenera personalnego. Normalnie nie zwróciłabym na to uwagi i potraktowałabym jako spam. Jako niezależny trener personalny, freelancer otrzymywałam już różnego rodzaju propozycje współpracy od różnych firm. Jednak, że akurat byłam w wyśmienitym nastroju, zapytałam z ciekawości, jakie mają warunki.  Mimo całkiem dobrych warunków, nie byłam przekonana co do wyjazdu. Pertraktowałam dosyć długo o lepszą pensję i biłam się z myślami o podjęciu ostatecznej decyzji. Zdecydowałam się na 100% w momencie gdy byłam zupełnie zrelaksowana. Miałam zaufanie do siebie, świadomie i radością przyjęłam pracę w Arabii Saudyjskiej. Kraju, który uznany jest za najmniej przyjazny kobietom. Taki paradoks mojego życia.
Ale nie będę upiększać. Rzeczywistość niejako mnie zmusiła do wyjazdu. Niskie zarobki w kraju, nacisk w dużych kompleksach siłowni na "złapanie" klienta, brak świadczeń. W tej branży jak nie podziałasz samemu, to nie zarobisz. Pracując dla klubu, czy dla siebie i tak jesteś skazany na samodzielność i bycie freelancerem. Zgodziłam się również ze względów zarobkowych. Choć ważniejsze było dla mnie zmiana środowiska, miejsca zamieszkania szybko i od razu, rozwój zawodowy, ogólnie lepsze warunki. Wszechświat dał mi, więc to czego chciałam. Nie spodziewałam się, że przyjdzie to w taki sposób. 

Cała operacja wyjazdu kosztowałam mnie 6 miesięcy. Wielokrotnie rezydent – firma zatrudniająca mnie, wysyłała mi złe zaproszenie. Kobietom wystawia się inne niż mężczyznom. Starałam się również o wizą wielokrotnego wjazdu i na 180 dni, czyli najdłuższą jaką dają osobą wyjeżdżającym do tego kraju, po raz pierwszy.  W tym celu założyłam działalność gospodarczą w grudniu 2016r. Napisałam stosowne pismo delegujące w języku angielskim, zalegalizowałam je w Ministerskie Spraw Zagranicznych i Krajowej Izbie Gospodarczej, opłaciłam wszelkie opłaty wizowe (ubezpieczenie, formularz, inne)). Łącznie ok 700zł za papierkową robotę plus koszty związane z działalnością i życia. Wylot odbył się w lutym. Muszę przyznać, iż okres od września był dla mnie czasem trudnym emocjonalnie. Nie tylko ze względów finansowych, gdyż od września żyłam z oszczędności. Czułam się jak na kolejce górskiej. Przestałam ćwiczyć fizycznie siłowo, gdyż nie chciałam przeciążać systemu nerwowego i skupić się bardziej na rozluźniających aspektach. Nie rozpoczynałam nowych zajęć, które mnie bardzo interesowały. Po co kupować karnet jak za 3 tygodnie może mnie nie być. Myślałam. Niestety wystawienie zaproszenia przez rezydenta arabskiego, to czas ok 2-3 tygodni.  Był okres świąt i wszystko się przeciągało. Raz naciskali mnie na wcześniejszy termin, ja na późniejszy termin wylotu. Gdy jednak uległam, to przesunęli.  Zaś informacje dotyczące lotu otrzymałam niecały dzień przed odlotem.  Dla mnie była to nerwowa sytuacja, gdyż lubię być dobrze przygotowana. Na pół roku mam się spakować, nie wiem jaki przewoźnik, jakie warunki bagażowe, która godzina wylotu, załatwianie kierowcy na lotnisko itp. Na szczęście wszystko się udało. Firmę zawiesiłam i wyleciałam.

1 komentarz:

  1. Podziwiam za odwagę. Dajesz przykład że można, nawet w małych dawkach.Teraz staram się myśleć bardziej pozytywnie. W myślach powtarzam sobie "uda się", "nie myślę źle" itp... Małymi kroczkami 😉

    OdpowiedzUsuń